Булгаков і союзники
https://www.pravda.com.ua/articles/2024/11/23/7485941
Mychałło Dubyniański — Sobota, 23 listopada 2024, 05:30
Na jesieni 2024 roku niektórzy z nas uważnie śledzili przebieg kampanii wyborczej w USA z jej historycznym wynikiem. Wielu uważało, że najważniejsze są nowe terrorystyczne uderzenia wroga w nasze miasta. Byli też tacy (szczególnie w Kijowie), którzy nie mogli spać spokojnie widząc nie-zdemontowany pomnik Michaiła Bułhakowa[1]. Poszukiwali odpowiedzi na pytanie: jakie znaczenie ten kontrowersyjny autor ma dla Ukrainy współczesnej?
Zarzuty patriotów Ukrainy wobec Michaiła Bułhakowa – niejednoznacznej postaci rodem z Kijowa – są znane i często uzasadnione. Natomiast nawet w mocno kontrowersyjnej Białej gwardii z łatwością znajdziemy cytat, pod którym podpisałoby się bardzo wielu dzisiejszych dekomunizatorów i de-kolonizatorów [Ukrainy]. Cytat jest aż nazbyt aktualny i trafny: „Jeśli ci powiedzą, że sprzymierzeńcy spieszą nam z pomocą, nie wierz. Sprzymierzeńcy – to szumowiny”.
Paradoksalnie, sytuacja, w której białogwardzista z lat 1918–1920 czuje się oszukany, jest zrozumiała i nawet bliska tym, którzy dziś walczą o wolność i niepodległość Ukrainy.
Nasi sprzymierzeńcy są również dość nielubiani. Po 1000 dniach wielkiej wojny ich wizerunek jest prawie nieodwracalnie zniszczony. Sceptycyzm, rozczarowanie, obraza, najróżniejsze pretensje do USA i Europy przysłoniły autentyczną wdzięczność – uczucie, które przeważało w roku 2022.
Dziś w Ukrainie w dobrym tonie jest kopanie „kulawej kaczki” – prezydenta USA Bidena – zarzuca się mu hipokryzję, tchórzostwo oraz impotencję polityczną. Spóźnione zezwolenie na wykonywanie uderzeń w głąb Rosji z użyciem rakiet dalekiego zasięgu nie za bardzo zmiękczyło serca jego krytyków w Ukrainie.
Rozgromienie demokratów w listopadowych wyborach zostało odebrane przez wielu naszych współobywateli ze złośliwą satysfakcją. Uważają oni, że porażka należała się Białemu Domowi – jako kara za niezdecydowanie i niekonsekwencję w kwestii ukraińskiej. Natomiast zwycięstwo nieprzewidywanego populisty Donalda Trumpa często jest interpretowane zgodnie z porzekadłem: „Lepsze koszmarne zakończenie niż koszmar bez końca”.
Niezdecydowanie i niekonsekwencja – to zarzuty, które częściej padają pod adresem sprzymierzeńców Kijowa w Europie. W ubiegłym tygodniu Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski skrytykował kanclerza Olafa Scholza za telefon do Putina. Zwykli użytkownicy krajowych mediów społecznościowych, chcący napiętnować przedstawicieli europejskiego establishmentu politycznego, już od dawna nie przebierają w słowach.
Nawet najbliższa sąsiadka, czyli Polska, która dwa lata temu była uważana za prawdziwą siostrę Ukrainy, już zdążyła rozczarować naszych obywateli. W odpowiedzi na słowa o tym, że Polska nie robi wszystkiego [co możliwe] dla zwycięstwa Ukrainy, Władysław Kosiniak-Kamysz, wicepremier rządu i minister obrony RP, oskarżył Ukraińców o niewdzięczność i „krótką pamięć”.
Może jednak to polski minister ma rację? Może naprawdę nie doceniamy pomocy Zachodu? Może współcześni Ukraińcy, którzy powielają zdanie Bułhakowa o tym, że „sprzymierzeńcy – to szumowiny”, nie mają do tego rzeczywistych podstaw?
Po 24 lutego 2022 istnienie naszego kraju jest uzależnione od pomocy z zagranicy: chodzi zarówno o dostawy broni i sprzętu, jak i o wsparcie finansowe. Europa i USA stały się dla nas „dużymi tyłami”, które odgrywają większą rolę niż „małe tyły”, położone w Ukrainie.
Skoro Ukraina do tej pory nie została rozdeptana przez Rosję, mającą ogromne zasoby, jest to zasługą sprzymierzeńców Ukrainy. Nasi żołnierze mają najnowszą broń i amunicję, pozwalającą na powstrzymywanie agresji Rosjan – i to również zasługa sprzymierzeńców Ukrainy. Piszę to w trzecim roku pełnoskalowej wojny, a za dolara płacimy 41 hrywien, a nie 4100 – i to także zasługa naszych sprzymierzeńców.
Owszem, przyznajemy, że pomoc Zachodu w sprawie obrony Ukrainy jest nieoceniona. Jednak wdzięczność nie oznacza, że Zachód – w najszerszym tego słowa znaczeniu – ma być traktowany niczym święta krowa, której nie wolno krytykować. Co najmniej jeden z zarzutów Ukrainy wobec Europy i USA jest całkowicie uzasadniony i usprawiedliwiony.
Nasi sprzymierzeńcy świadomie odrzucili scenariusz, wedle którego Federacja Rosyjska szybko przegrałaby wojnę. W drugiej połowie 2022 roku taki rozwój wydarzeń był absolutnie możliwy.
Wówczas Kreml był znacznie słabszy niż teraz. Rosyjski dyktator rozpętał krwawą jatkę, nie zdając sobie sprawy z tego, jak w rzeczywistości będą wyglądały działania wojenne. Próba przeprowadzenia przez Rosję w Ukrainie wojny błyskawicznej się nie powiodła. [W drugiej połowie 2022 roku] Rosja dopiero się przystosowywała do realiów wielkiej wojny. Jeśli chodzi o mobilizację na wielką skalę, rosyjskie władze długo się ociągały z jej ogłoszeniem. Mające złą sławę „umocnienia Surowikina” nie zostały wtedy zbudowane. Prigożyn jeszcze żył i tworzył państwo w państwie. Niezadowolenie z wojny – mimo braku głośnych protestów – nie było rzadkością w kręgach rosyjskich elit.
W owym czasie morale Ukrainy i Ukraińców było na najwyższym poziomie. Siły Zbrojne Ukrainy nie narzekały na to, że brak im ochotników do walki, w związku z czym wysoce zmotywowani ukraińscy żołnierze nie zdążyli się wypalić fizycznie i psychicznie w walce z wrogiem. Gdyby wówczas Zachód udzielił Ukrainie wystarczającego wsparcia gospodarczego oraz wojskowo-technicznego, zadanie śmiertelnego ciosu reżimowi Putina byłoby naprawdę możliwe.
Jednak na Zachodzie przeważył pogląd, że Putina w żadnym razie nie można zapędzić do narożnika. Uznano, że takie działania mogą spowodować eskalację na linii Zachód-Rosja i wywołać konflikt nuklearny na skalę globalną. Wierzono, że będzie lepiej, gdy potęga wojskowa Rosji będzie niszczona ostrożnie i powoli. Postępowano z nią niczym z żabą, którą można ugotować na wolnym ogniu niepostrzeżenie dla niej samej.
Był tylko jeden problem: Ukraińcy mieli się gotować razem z Rosją, zbierając owoce krwawej wojny na wyniszczenie.
Strategia, którą nasi zachodni sprzymierzeńcy uznali za najbezpieczniejszą dla siebie, okazała się najbardziej niebezpieczna i bolesna dla naszego kraju.
Nie chodzi nam jedynie o to, że ostra krytyka pod adresem sprzymierzeńców Ukrainy jest w tejże Ukrainie częściowo uzasadniona. Ważniejsze jest to, że aktualnie krytykowanie jest obiektywnie pożądane. Wpływa na to kilka czynników: nasze pragnienia zbyt mocno rozchodzą się z rzeczywistością; sytuacja na froncie jest ciężka; na tyłach narasta zmęczenie długotrwałą wojną. W tej sytuacji kraj i społeczeństwo rozpaczliwe poszukują tego, na kogo można zwalić winę. Zwalenie jej na sprzymierzeńców Ukrainy jest bezpieczniejsze i mniej bolesne, niż szukanie winnych w kraju.
Jeżeli Ukraińcy będą zwalali winę na najwyższe władze swego kraju, może to zostać uznane za mimowolne granie do jednej bramki z rosyjskimi propagandystami. Można będzie także uznać, że są tworzone podwaliny do wewnętrznej destabilizacji. Ta zaś – w dodatku w samym środku okrutnej wojny – może się okazać śmiertelna dla Ukrainy.
Gdy Ukraińcy będą zwalali winę na dowództwo wojskowe, może to zostać uznane za dyskredytowanie Sił Zbrojnych jako instytucji. Po 24 lutego 2022 roku są one darzone największym zaufaniem. Zwalanie winy na Siły Zbrojne Ukrainy może oznaczać, że dowodzenie armią jest zagrożone, a w trakcie trwania brutalnej wojny jest to absolutnie niepożądane i nawet przeciwwskazane.
Jeżeli zaś sami Ukraińcy będą twierdzili, że winę ponoszą obywatele niezdolni do poświęceń, będzie to oznaczało wbijanie klina między walczącymi na froncie żołnierzami a osobami przebywającymi głęboko na tyłach i wiodącymi spokojne życie. Mówiąc wprost: doprowadzimy do zatargów między Ukraińcami w mundurach a Ukraińcami ubierającymi się „po cywilnemu”. W trakcie trwania okrutnej wojny takie podziały nie doprowadzą do niczego dobrego.
Zatem wygląda na to, że stare dobre słowa o tym, iż „sprzymierzeńcy – to szumowiny” są jedyną możliwą opcją wskazania winnych. Nie zagrażają konsolidacji społeczeństwa ukraińskiego w krytycznym okresie wojny z Rosją. Dziś prawie wszyscy są zgodni w kwestii zrzucania winy na sprzymierzeńców Ukrainy.
Jeżeli natomiast końcowy efekt działań wojennych nie spełni oczekiwań Ukraińców, solidarne oskarżenie sprzymierzeńców będzie jedyną alternatywą dla wyniszczających konfliktów wewnętrznych, które będą wybuchały w okresie odbudowy kraju.
Dziś trudno powiedzieć, czy w powojennej Ukrainie będzie wspominany pisarz Bułhakow oraz jego niejednoznaczna twórczość. Nie mam jednak wątpliwości, że przetrwają jego słowa: „sprzymierzeńcy – to szumowiny”. Najbardziej prawdopodobne jest to, iż ta narracja odegra bardzo ważną rolę w powojennej ukraińskiej polityce.
Tłumaczyła Irena Kulesza, tłumacz języków polskiego, ukraińskiego i rosyjskiego
[1] Pomnik Michaiła Bułhakowa znajduje się obecnie na ul. Zjazd Andrijowski. Decyzję o zdemontowaniu tego pomnika, a także rzeźb poetki Anny Achmatowej i rosyjskiego kompozytora Michaiła Glinki podjęła grupa robocza ds. dekomunizacji w Radzie Miasta Kijowa. W przyszłości te rzeźby miałyby się znaleźć na terenie kijowskiej Wystawy Osiągnięć Gospodarki Narodowej, w Muzeum Propagandy Totalitaryzmu. Jego utworzenie jest planowane po zakończeniu aktualnej wojny z Rosją. Źródło: https://www.unian.ua/society/v-kiyevi-planuyut-demontuvati-pam-yatniki-bulgakovu-ahmatoviy-ta-glinci-deputat-kijivradi-novini-kiyeva-12803715.html [dostęp: 29 listopada 2024] – przyp. tłum.