Центр тяжіння. NV приїхав у Харків і з’ясував, чому, незважаючи на шалені обстріли, там живе 1 млн людей – репортаж
Reportaż
Autor: Ołeksanmdr Paschower
Zdjęcia: Ołeksandr Miedwiediew
15 września 2024, 07:40
Znaczna część mieszkańców Charkowa zdecydowała się nie wyjeżdżać z miasta. Są i tacy, którzy wcześniej wyjechali, ale już wrócili. Dziennikarze portalu NV spróbowali dociec, dlaczego tak się dzieje
Banery ze słowami Charków niezłomny zdobią miasto, w którym ciosom agresora przeciwstawia się ponad 1 milion mieszkańców oraz kilkaset tysięcy uchodźców wewnętrznych. Jeżeli Państwo teraz pomyśleli, że charkowianie są niczym z żelaza, proszę nie mówić tego chociażby Maksymowi Rosenfeldowi – lokalnemu przewodnikowi, historykowi i architektowi.
– Irytuje mnie mówienie o Charkowie jako mieście z żelbetu – mówi dziennikarzom portalu NV. – Nie! Tu mieszkają zwykli ludzie. Nie ma w nich nic bohaterskiego, natomiast mają w sobie wiele człowieczeństwa – a to jest dużo ważniejsze. Nie jesteśmy z żelbetu. Boimy się. Odczuwamy ból. Jest nam przykro. Przeklinamy, płaczemy.
Charków nie tylko płacze czy cierpi. Charkowianie odnawiają miasto, wypełniają księgarnie, kawiarnie, puby, lokale gastronomiczne i oglądają spektakle teatralne.
– My, charkowianie, trochę się różnimy od innych – żyjemy bardziej na luzie i mamy większy dystans do tego, co się dzieje – włącza się do rozmowy Jurij Sapronow, wolontariusz i doświadczony przedsiębiorca z Charkowa. – Mam informacje o tym, że stanem na 1 stycznia [bieżącego roku] 38% wszystkich rakiet, bomb i pocisków zrzuconych na Ukrainę przypadło na Charków. 38%! W związku z tym, jeśli chodzi o bezpieczeństwo, przejmujemy się tym mniej, niż inni mieszkańcy Ukrainy.
Pawło Fedosenko – to młody przedsiębiorca, który zaryzykował i wspólnie z kolegą otworzył pizzerię w dzielnicy Sałtówka – dotąd należała do najbardziej narażonych na bombardowania. Następnego dnia po otwarciu tam „przyleciało”, ale nie bezpośrednio. Rosjanie zrzucili bomby FAB na znajdujący się obok pizzerii hipermarket Epicentrum. Były ofiary.
– Po tym, jak szybujące bomby precyzyjne FAB zaczęły przylatywać do dowolnego punktu w mieście, nie ma tu już bezpiecznych dzielnic – mówi Fedosenko.
Charków liczy milion mieszkańców. Należy do największych miast Ukrainy (ustępuje tylko Kijowowi). Ponadto jest największym z ukraińskich miast leżących w pobliżu linii frontu (do granicy z Rosją jest stąd zaledwie 20 tragicznych kilometrów). W takich warunkach miasto zajmuje się dozbrajaniem i modernizowaniem SZU.
– Mógłbym o tym opowiadać przez 3 lata bez przerwy – stwierdza Wsiewołod Kożemiako, założyciel Chartii, czyli 13brygady Gwardii Narodowej Ukrainy. W czasach pokoju był agroprzedsiębiorcą, któremu się dobrze powodziło.
– Opowiedz, proszę – proponuje dziennikarz portalu NV. Zwraca się do Kożemiaki per „ty”, ponieważ znają się, jak łyse konie.
– Przyjechałeś tu, by opowiedzieć o Charkowie? To opowiadaj o Charkowie.
Nasze uniwersytety
Państwo muszą być gotowi na to, że w Charkowie w każdej chwili będzie trzeba spełnić czyjeś oczekiwania, a poprzeczka będzie ustawiona bardzo wysoko. Gdy dwaj wysłannicy portalu NV zapytali o to, jak dotrzeć do uniwersytetu, młodziutka dziewczyna stojąca za barem rzuciła: „Panowie przyjechali do nas zdawać na studia?” Zważywszy na to, że dziennikarz i fotoreporter NV mają razem 113 lat, uznaliśmy, że był to żart. Jak każdy dowcip, mieścił w sobie sporo myślenia życzeniowego, które chce uchodzić za rzeczywistość.
Charkowianie z utęsknieniem czekają na dzień, gdy do nich ponownie zaczną przyjeżdżać na studia dziesiątki tysięcy młodych ludzi z Ukrainy i świata – tak było przed pełnoskalową inwazją. Przed wojną miasto było znane z tego, że działały tu dziesiątki uczelni wyższych z największą z nich, czyli Charkowskim Uniwersytetem Narodowym im. Wasyla Karazina[1]. Uczelnia została założona 200 lat temu.
Droga do uniwersytetu prowadzi przez Park Centralny, który ma 130 lat. Nazwa była zmieniana przynajmniej czterokrotnie. Najpierw był to Park Mikołajowski [nazwany ku czci cara Mikołaja II – przyp. tłum.], by po rewolucji bolszewickiej w 1917 roku stać się Parkiem Komunalnym. Od lat trzydziestych XX w. był to Park Kultury i Wypoczynku im. Maksyma Gorkiego. Latem 2022 roku to nazwisko usunięto z nazwy, decyzja co do patrona nie została dotąd podjęta.
W tych dniach w Charkowie pełną parą trwa zmienianie nazw setek ulic, dziesiątków osiedli oraz stacji metra. Miastu jednak ciężko się rozstać z kolonialną przeszłością.
– Sytuacja w mieście jest skomplikowana – mówi Oksana Stecenko, reżyser Teatru Dramatycznego im. Tarasa Szewczenki w Charkowie. – Ludność jest wieloetniczna; cały czas były tu widoczne wpływy rosyjskiej kultury i miast rosyjskich, których mieszkańcy przyjeżdżali do nas. Teraz nagle należy wszystko radykalnie zmienić.
Stecenko mówi nam, że aktualnie w Charkowie jest teatr, który miejscowi nazwali „Teatrem im. Niepuszkina”[2]. Do niedawna miał za patrona tego rosyjskiego poetę. – Mam nadzieję – mówi dalej Stecenko – że zostanie nazwany ku czci Kwitki-Osnowjanenki[3], naszego wybitnego charkowianina. Miasto [i władze obwodowe] jednak na razie zwlekają z decyzją.
Wzdłuż ukwieconego Parku Centralnego idziemy do Uniwersytetu im. Karazina. Wasilij Karazin – naukowiec i działacz polityczny czasów Imperium Rosyjskiego – na razie jest otaczany czcią i nie wolno go tknąć. Świadczy o tym postawiony w czasach współczesnych postument I love Karazina – z sercem zamiast słowa love.
Przy tym „wyznaniu miłości” Jurij Sapronow czekał na dziennikarzy portalu NV.
– Chodźcie ze mną. Jest tam fajna kafejka – zaprasza. – Czy panowie jedli śniadanie?
Jest nam przykro, bo już jesteśmy po śniadaniu.
– To może kawy? Lemoniady? – nie poddaje się Sapronow.
Chętnie odpowiadamy na zaproszenie. Nawet bez tego „chodźmy na kawę” z łatwością można dostrzec, że Sapronow jest bardzo podobny do mającego złą sławę byłego oligarchy Ihora Kołomojskiego[4]. Pamiętając o etyce dziennikarskiej, zachowujemy to spostrzeżenie dla siebie.
Oprócz podobieństwa fizycznego można dostrzec także zbieżności w życiorysach. Sapronow i Kołomojski są rówieśnikami. Rozkręcali biznesy w latach 90. mniej więcej wedle tego samego schematu – kupujemy daleko i tanio, a sprzedajemy drogo i blisko. Uniwersytet im. Karazina jest dla Sapronowa najważniejszym miejscem w całym Charkowie.
– Studenci – to nasza mocna strona – mówi. – Na 1,5 miliona mieszkańców [przed pełnoskalową inwazją – przyp. red. NV] mieliśmy ponad 300 tys. studentów! Była to młoda krew, ale i duże pieniądze dla uczelni (wielu studentów płaciło za studia), mieliśmy też bardzo wielu studentów zagranicznych.
40 lat temu Jurij Sapronow też studiował na tej uczelni, a potem na niej wykładał. Gdy jego biznes zaczął przynosić dochody, przedsiębiorca przez 17 lat płacił prywatne stypendia najzdolniejszym przyszłym fizykom, chemikom, matematykom. Stypendystów było około 300, co najmniej 230 z nich wyjechało do pracy za granicą.
– Odnoszą tam duże sukcesy – chwali się Sapronow. – Chłopaków i dziewczyny, którzy byli wcześniej stypendystami, spotykałem w Liverpoolu, w Covendish Laboratory [Cambridge], w Dolinie Krzemowej, w Stanford, w Massachusetts Institute of Technology (MIT).
Sapronow jest pewien, że nikt z tych jego byłych stypendystów już nigdy nie wróci do Ukrainy.
– Gdybym miał teraz tyle lat, co oni, a otrzymał dobrą pracę, gwarancje bezpieczeństwa, opiekę medyczną, to bym nie wrócił – przyznaje.
Ma jednak nadzieję, że ta diaspora ukraińska, mająca wielkie możliwości i perspektywy, będzie wspierała swą charkowską Almae Matris materialnie oraz instytucjonalnie. Dla Charkowa to ważne.
Na razie jednak do miasta wracają ci, którzy nie wyjechali za lepszą pracą, tylko uciekali przed rosyjską agresją. Ten trend jest zauważalny: ulice miasta nie bywają puste, przynajmniej za dnia.
– Ludzie zrozumieli, że chcą wrócić do domu, do Charkowa – i nieważne, że z naszego punktu widzenia jest to niemądre – mówi Maksym Rosenfeld. – Nie chcą tłumaczyć, dlaczego chcą wrócić do domu, po prostu chcą – i już!
Prawdziwi charkowianie
Ołeksandr Krasowicki, dyrektor generalny charkowskiego wydawnictwa Folio, ma drugie mieszkanie w Kijowie, ale mieszka i pracuje w rodzinnym Charkowie.
– Pozostali tu ci, którzy uważają, że ich dalsze losy powinny być związane z Charkowem – podkreśla. – Na ulicach można spotkać wiele matek z dziećmi. Jest też dużo młodzieży. Widać, że Charków nie został miastem emerytów. Wróg nie zajmie miasta, zatem charkowskie firmy i przedsiębiorstwa, które nie zostały zlikwidowane w 2022 roku, działają dalej, szukają możliwości, jak nie stracić pracowników. To umacnia kontakty międzyludzkie w całym mieście.
Spotkaliśmy się z Krasowickim w księgarni КнигоЛенд (pol. Książkowy Ląd), która została otwarta w grudniu ub. roku – to był jeden z najtrudniejszych okresów w życiu Charkowa. Wydawca zwraca uwagę dziennikarzy NV na to, że w księgarni nie ma żadnej książki w języku rosyjskim. To nowy trend. Do połowy minionego roku asortyment książek rosyjskojęzycznych w księgarniach Charkowa stanowił ok. 40% ogółu propozycji.
– Potem wszyscy się przestawili, przełączyli – mówi Krasowicki. – Kupujący nie szukają już książek w języku rosyjskim. Jeśli nawet, to raczej na targu z książkami, gdzie można nabyć stare lub pirackie wydania. Jestem pewien, że nie dotarliśmy jeszcze do punktu bez powrotu do kultury rosyjskiej, jednak stanem na dziś zdecydowana większość mieszkańców Charkowa wyłączyła dla siebie kulturę rosyjską w charakterze opcji pierwszego wyboru.
Cechą szczególną aktualnego życia kulturalnego w mieście jest to, że się toczy nieomalże w konspiracji.
– W przeciwieństwie do Kijowa, Dniepru czy tym bardziej Lwowa, nie mogą tu się odbywać żadne oficjalne imprezy kulturalne, jest to zabronione – wypowiadając te słowa Rosenfeld krzyczy, bo nie słyszy sam siebie.
Dlaczego krzyczy? A dlatego, że spotkaliśmy się z nim w lokalu o nazwie Es Cultura Вar, gdzie – jak co tydzień – odbywa się huczna impreza. Tym razem jest to koncert zespołu muzyki reggae, który tworzą przesiedleńcy z Bachmutu. W lokalu są tłumy ludzi, a po przekąski, napoje czy kawę stoją długie kolejki.
Widzimy afisz, będący zaproszeniem na kolejną imprezę: „Legendarny charkowski DJ Artem Batura porwie was do tańców Ameryki Łacińskiej i odtworzy magię nocy na plaży”.
– „Przylot” może się zdarzyć w dowolnym momencie, tak samo ktoś może nagle postradać zmysły – mówi Rosenfeld.
Ani on sam, ani ktokolwiek z obecnych w lokalu już się tym nie przejmuje. Ukrainki i Ukraińcy – zarówno przedstawiciele subkultur, jak i tradycjonaliści – powracają do tego, co lubią najbardziej: żyją pełnią życia.
We wrześniu się rozpocznie sezon teatralny. Chociaż w Charkowie na organizowanie imprez masowych nałożono ostre ograniczenia, wyjście jest. „Najważniejszy i główny warunek – to schron przeciwbombowy w lokalu, ale w większości z nich nie ma bunkrów” mówi reżyser Oksana Stecenko. Charkowscy wyznawcy Melpomeny szukają i znajdują możliwości prowadzenia prób – robią to piwnicach. Spektakle odbywają się w kawiarniach, klubach i również w piwnicach.
W trakcie rozmowy z dziennikarzami portalu NV Stecenko – kobieta teatru – nagle się zrywa z krzesła i kontynuuje rozmowę na stojąco, od czasu do czasu przechadzając się po swym gabinecie niczym po scenie. W ten sposób zwykły wywiad zamienia się w przedstawienie.
– Gramy sztukę Jean’a Anouilh’a Orkiestra (L’Orchestre) – mówiąc te słowa, Stecenko jest w ruchu i przypomina lecącego nad nami ptaka. – Jest w niej tyle analogii do dzisiejszych czasów, że publiczność i płacze, i się śmieje. Mamy też w repertuarze nawiązującą do współczesności sztukę Powodzenia![5]. Wykorzystałam sztukę ukraińskiej dramaturg Nedy Neżdanej[6] i przygotowałam przedstawienie Padać. Latać – i o miłości, i o dokonywaniu wyborów, i o tym, co się dzieje dookoła. Dzięki przedstawieniu można się dowiedzieć o tym, jak ludzie traktują siebie nawzajem i w jaki sposób zachodzą zmiany w hierarchii wartości oraz w relacjach międzyludzkich.
Wypowiedziawszy ostatnie zdanie reżyser na sekundę siada w fotelu, ale tylko po to, by się z niego zerwać i kontynuować:
– Za chwilę biorę na warsztat sztukę Françoise Sagan. Chodzi w niej o los aktorki. Gdy praca nad przedstawieniem przebiega na tle aktualnych wydarzeń, ludzie jakoś inaczej odbierają to, co się wokół dzieje.
Wydaje nam się, że – opowiadając o planach teatralnych – Stecenko na chwilę zapomniała, iż w Ukrainie trwa wojna. Wygląda na to, że takie podejście ma nie tylko ona.
– Jakież to piękne uczucie: miasto żyje! Rosenfeld żyje! – mówi nasz bohater. – Tego wystarczy, żeby być szczęśliwym.
Wydaje nam się, że śpiewa, opowiadając o swych planach oprowadzania wycieczek po Charkowie.
– Proszę bardzo, ludzie chodzą w krótkich spodenkach – mówi Kożemiako, spoglądając za okno kafejki. – Nie oznacza to przecież, że tam [daleko – przyp. tłum.] teraz nie giną ludzie, nie trwa ostrzał, nie lecą szybujące bomby precyzyjne FAB, nie pracuje artyleria, nie lecą drony wroga – i tak dalej.
Owszem, nie oznacza, ale o tym stale przypomina wycie syren alarmu przeciwlotniczego. Alarmy są tu ogłaszane bardzo często, a ich odwołanie następuje po coraz dłuższym czasie.
– Ostatnio alarmy są odwoływane nawet po 36 godzinach od ich ogłoszenia – stwierdza Krasowicki. – Charkowianie muszą się dostosować do nowych realiów. Wcześniej było inaczej: alarm był ogłaszany w chwili rozpoczęcia ostrzału i szybko odwoływany.
Owszem, to coś nowego, ale nie lepszego.
Czynnik medyczny
Jeżeli Państwo nie mieszkacie w Charkowie, to z łatwością możecie zabłądzić w pobliżu Charkowskiego Miejskiego i Obwodowego Centrum Pogotowia Ratunkowego oraz Medycyny Katastrof. Wysłannicy portalu NV pogubili się, nawet używając nawigacji. Uratowało nas użycie słowa-klucza: „Zabaszta”. Natychmiast udzielono nam instrukcji, jak możemy trafić do gabinetu Wiktora Zabaszty, dyrektora centrum.
W gabinecie czekał na nas zmęczony mężczyzna. Na zwyczajowe zapytanie: „Jak sprawy?” Wiktor Zabaszta odpowiedział bardzo niestandardowo:
– Mogę panom powiedzieć, że na razie nie wyjeżdżałem na wezwanie. Moim zdaniem, świadczy to o poprawie sytuacji.
Żeby utrzymać tempo rozmowy, stawiamy kolejne zapytanie, wymagające dłuższej odpowiedzi:
– Kiedy pan płakał po raz ostatni?
Następuje długa odpowiedź, którą warto przeczytać do końca:
– Tak jak wszyscy, z powodu trwającej wojny stałem się bardziej wrażliwy. Powiem jednak szczerze: nigdy nie płakałem po ofiarach. Moi koledzy byli świadkami rozmowy ze wsią Szewczenkowe [wcześniej była okupowana przez Rosjan]. Kierownik tamtejszego pogotowia ratunkowego zadzwonił do mnie i powiedział: ‘Wyzwolili nas’. Teraz wszyscy mi mówią, że wówczas miałem w oczach łzy. Było to we wrześniu 2022 roku.
W czasie, gdy Rosjanie okupowali część obwodu charkowskiego, prawie wszystkie jednostki pogotowia ratunkowego pozostawały na miejscu i nie przerywały pracy. We wsi Czkałowskie (powiat czuhujewski), która była pod okupacją, Centrum Pogotowia Ratunkowego reprezentowały felczerka i sanitariusz.
– W trakcie okupacji rosyjskiej dziewczyny musiały opuścić ten teren, ponieważ stale słyszały pogróżki ze strony rosyjskich agresorów. Pozostały dwie osoby, które zamknęły tam punkt pierwszej pomocy – mówi Zabaszta.
Oddział pogotowia ratunkowego w Wołczańsku pięciokrotnie zmieniał lokalizację i również pięciokrotnie – na skutek bezpośredniego trafienia rakietą – wszystkie pomieszczenia zostały zamienione w kompletną ruinę.
– Zostały tam zniszczone 3 systemy satelitarne Starlink – mówi lekarz. – Dzięki Bogu, ludziom nic się nie stało.
Ogółem w charkowskim Centrum Pogotowia Ratunkowego i Medycyny Katastrof pracuje około 200 zespołów ratowników medycznych, którzy mają do dyspozycji prawie 400 karetek pogotowia. Od czasu pełnoskalowej inwazji Rosjanie zniszczyli w obwodzie charkowskim ponad 100 karetek, 12 z nich – doszczętnie. Jedna taka karetka jest wożona po Europie, by mieszkańcy krajów europejskich mogli na własne oczy zobaczyć, jak wygląda koszmar wojny, zwłaszcza nastawienie Rosjan do lekarzy. Czasem widok takiej karetki działa pozytywnie.
Zabaszta mówi, że – wedle prawa ukraińskiego – lekarz powinien otrzymywać wynagrodzenie nie mniejsze niż 25 tys. hrywien [odpowiednik ok. 2,5 tys. złotych – przyp. tłum.] miesięcznie, a felczer – od 15 do 18 tys. hrywien [ok. 1, 5–1,8 tys. zł. – przyp. tłum.] miesięcznie.
– Próbuję pozyskiwać pieniądze [z różnych] fundacji, które nie tylko przekazują nam paliwo i karetki, ale także dopłacają zespołom ratownictwa medycznego – są to dość duże pieniądze – tłumaczy. – W zespołach, które pracują tam [na terenach pod okupacją rosyjską i w pobliżu linii frontu – przyp. red.], wynagrodzenie lekarzy jest w granicach 75 tys. hrywien [ok, 7,5 tys. złotych – przyp. tłum.]. Tyle samo otrzymują osoby działające w zespołach medycyny katastrof. Na terenach zwolnionych spod okupacji rosyjskiej tworzą one od nowa placówki podstawowej opieki zdrowotnej.
Zabaszta zapewnia, że jego lekarze i felczerzy mają wprawę i doświadczenie pracy w nieludzkich i ekstremalnych warunkach.
– Wiem, że panowie sobie tego nawet nie wyobrażają, ale podczas wojny liczba programów zagranicznych i różnorodnych kursów, w których uczestniczyli nasi ratownicy, zwiększyła się wielokrotnie – kontynuuje Zabaszta. – Dzięki tym programom moi instruktorzy zdobywają certyfikaty międzynarodowe i ciągle się dokształcają.
Zycie toczy się dalej
Charkowska dzielnica Sałtówka liże rany. Jej północna część została prawie doszczętnie zniszczona przez bombardowania.
– Było tu niebezpiecznie, bo można było zobaczyć Kacapów przez okno – mówi Pawło Fedosenko, właściciel pizzerii. – Mogę dodać, ze nasz lokal był czynny w momencie, gdy około 300 metrów od niego spadła rakieta.
Fedosenko i jego kolega, kombatant wojny rosyjsko-ukraińskiej, otworzyli niewielką pizzerię właśnie w tej dzielnicy. Czy są ryzykantami? Fedosenko tak nie uważa – od dawna chciał otworzyć lokal. Martwi się czym innym, a tego się nie spodziewał. Ludzie mają mało pieniędzy, mało pracy, a ci, którzy pracy nie mają, podobno jej szukają. Niestety, Pawło od kilku miesięcy nie może znaleźć sobie pracownika, któremu chce płacić 900 hrywien [ok. 90 złotych – przyp. tłum.] dziennie.
– Jeśli chodzi o Charków, jest to wynagrodzenie powyżej średniej w mieście – mówi przedsiębiorca, wzruszając ramionami. – Napisałem o tym na FB i mój post został zawirusowany. Mój wpis udostępniono prawie 1200 razy, chociaż po prostu się podzieliłem tym, co mnie boli. Wielu napisało w komentarzu: „to sytuacja typowa”.
W Charkowie jest dużo ludzi: wielu nie wyjeżdżało [od początku pełnoskalowej inwazji], a ostatnimi czasy też wielu mieszkańców wróciło. Pozostały jednak ich lęki oraz inne przyczyny, paraliżujące normalne życie oraz pracę.
– Wycieczek nie oprowadzałem od maja – mówi Rosenfeld. – Przez cały ten czas w Charkowie było, delikatnie mówiąc, bardzo niebezpiecznie. Nie chcę niczego obiecać, ale myślę, że za tydzień wznowię oprowadzanie.
Większy charkowski biznes także wytrzymuje presję i ciosy zadawane przez wojnę. Krasowicki przytacza przykład swej drukarni, znajdującej się w mieście Dergacze na północy obwodu charkowskiego. Miała rozpocząć pracę dwa miesiące temu, ale zaczęły się „przyloty” bomb precyzyjnych FAB. Tam cały czas albo wylatują szyby w oknach, albo następują wybuchy na dachu. Do niedawna państwo nie kazało płacić podatku od tej nieruchomości, ale teraz, jak mówi Krasowicki, podatek już będzie naliczany.
– Z mego punktu widzenia jest to niesprawiedliwe – mówi. – Myślę, że będzie uczciwie, jeżeli przedsiębiorcy charkowscy zostaną zwolnieni ze spłaty podatku dochodowego w sytuacji, gdy ich przedsiębiorstwo jest zlokalizowane w Charkowie. Ten pomysł był już kilkakrotnie omawiany, gdy do miasta przyjeżdżał prezydent [Wołodymyr Zełenski]. Nikt jednak nie chce szukać sposobów, jak to wdrożyć w praktyce.
Trzeba będzie owych sposobów poszukać, wszak Charków – to jedno z największych miast Ukrainy, którego przetrwanie całkowicie zależy od SZU, a także własnej wydolności gospodarczej. Rozumieją to ludzie sztuki, jak reżyser Stecenko, a także ludzie biznesu, tacy jak przedsiębiorca Sapronow.
– Stanisław Jerzy Lec mówił: ‘Pieniądze szczęścia nie dają, ale działają, jak środek uspokajający’. Kocham go za to zdanie – mówi Stecenko z uśmiechem. – Żeby zrobić coś wspaniałego, uczynić cud, najpierw trzeba zainwestować.
Sapronow uważa, że Charków od dawna jest miastem handlarzy i kupców. Targowisko o nazwie Barabaszowo należy do największych w całej Ukrainie. Sprzedawcy płacili sporo podatku VAT, a targowisko miało znaczny udział w tworzeniu krajowego PKB. Poza tym w mieście biło mocne serce fabryk budujących maszyny.
– Teraz bierzemy czystą kartkę papieru i piszemy od nowa – kontynuuje przedsiębiorca i wolontariusz. – Nie będziemy mieli studentów zagranicznych, ponieważ nie odsuniemy od siebie sąsiada [Rosji – przyp. tłum.]. Sąsiad będzie ten sam, niezależnie od tego, czy jutro zwyciężymy, czy też nastąpi zawieszenie broni na pewnych warunkach. Targowiska Barabaszowo już nie będzie, bo przyjeżdżali tu nabywcy z Moskwy i obwodu biełgorodzkiego. 70–80% sprzedawanych na targowisku towarów jechało do Rosji. Trzeba być idiotą, żeby przyjechać tu i rozwijać produkcję, budować nową fabrykę etc. Znam dyrektorów kilkudziesięciu przedsiębiorstw, którzy, dosłownie, musieli zabrać stąd swoje zakłady, pozostawiając jedynie gołe ściany i fundamenty. Te przedsiębiorstwa pojechały daleko za miasta Dniepr i Kijów – do obwodów czerniowieckiego, winnickiego, chmielnickiego, iwanofrankowskiego i lwowskiego. Czy stamtąd wrócą? Jest to mało prawdopodobne.
Właśnie dlatego Krasowicki uważa, że w Charkowie powinna zostać zlokalizowana duża baza wojskowa z tarczą obrony przeciwlotniczej, chroniącą również przed bronią jądrową. Jest pewien, że po wojnie do tego regionu napłyną duże zachodnie pieniądze, które jednak zostaną wykorzystane wyłącznie na odbudowę miasta. Inwestycji w przemysł nie będzie, dopóki nie będzie trwałego i mocnego systemu obrony Charkowa.
– [Potrzebujemy] tego, co w Izraelu nosi nazwę Żelazna Kopuła, ale tu ten system musi być o wiele mocniejszy – uściśla Krasowicki. – Naszym wrogiem nie jest Iran, tylko Rosja. Nawet jeżeli tam się pojawi jakiś rząd tymczasowy, pozostanie ona naszym wrogiem.
Wydawca bardziej jednak martwi się tym, że powróci wróg wewnętrzny.
– Nie wykluczam, że może powrócić dawny Charków, kiedy się przyjeżdżało na Dworzec Południowy i słyszało [po rosyjsku]: ‘Маршруточка в Белгород’ (Marszrutka[7] do Biełgorodu). To może wrócić – przestrzega Krasowicki. – Wielu charkowian może przejść do porządku dziennego nad wydarzeniami, które miały tu miejsce.
Sapronow nie patrzy tak daleko w przyszłość, przede wszystkim dlatego, że jest pewien swego postępowania:
– Dla mnie Rosja symbolizuje odciętą od bochna kromkę chleba, czyli coś, coś, co żyje własnym życiem. Będę się mścił.
Gdy chodzi o najbliższe miesiące, oprócz wydarzeń na froncie Sapronow martwi się tym, jak będzie wyglądała nadchodząca zima. Uważa, że dla mieszkańców Charkowa nadejdzie straszny czas, gdyż w obwodzie charkowskim Rosjanie zniszczyli ponad 70% obiektów infrastruktury energetycznej.
– Obawiam się, że będziemy tu mieli drugi Ałczewsk[8] – wzdycha sześćdziesięciojednoletni wolontariusz. – Rozmawiałem z Olegiem Syniegubowem, szefem Charkowskiej Obwodowej Administracji Państwowej oraz z prezydentem miasta Igorem Terechowem. Oni nie podjęli decyzji, co należałoby robić w takiej sytuacji. Bardzo się tego boimy. Niebezpieczeństwo [srogiej zimy bez ogrzewania] jest gorsze od ostrzałów.
Tłumaczyła Irena Kulesza, tłumacz języków polskiego, ukraińskiego i rosyjskiego
[1] Wasilij Karazin (1773–1842) był rosyjskim naukowcem, filozofem, działaczem społecznym, założycielem Uniwersytetu Charkowskiego – przyp. tłum.
[2] Chodzi o Charkowski Akademicki Teatr Dramatyczny – przedsiębiorstwo komunalne w gestii Charkowskiej Rady Obwodowej – przyp. tłum.
[3] Hryhorij Kwitka-Osnowjanenko (1778–1845) – pisarz i dramaturg ukraiński, w 1812 roku został dyrektorem pierwszego teatru w Charkowie. Jego powieść Pan Chalawski z roku 1839 została wydana w Polsce w 1959 roku. Źródło: https://encyklopedia.pwn.pl/haslo/Kwitka-Osnowjanenko-Hryhorij;3929733 [dostęp: 24.09.2024] – przyp. tłum.
[4] Przed pełnoskalową inwazją Rosji na Ukrainę Kołomojski należał do najbogatszych ludzi w Ukrainie. Jest oskarżany o morderstwo i pranie brudnych pieniędzy w wysokości pół miliarda hrywien. 2 września 2023 roku Ihor Kołomojski został aresztowany. 29 sierpnia br. sąd zmienił środek zapobiegawczy z tymczasowego aresztowania na kaucję w wysokości 1 miliard 877 mln. hrywien (równowartość 187 mln. złotych). Prokuratura postawiła byłemu oligarsze nowe zarzuty i ten będzie przebywał w areszcie co najmniej do października 2024 r. – przyp. tłum.
[5] Na afiszach jest określana jako „ukraińska farsa ludowa czasów wojny”. Spektakl powstał na motywach sztuki B. Dżonikaszwilego „Wojenka”. Źródło: https://kharkiv.internet-bilet.ua/uk/nehay-shchastit – przyp. tłum.
[6] Tragifarsa, o którą oparto przedstawienie, nosi tytuł Samobójstwo samotności (Самогубство самоти). Źródło: https://www.theatre-shevchenko.com.ua/performances/padati.-litati [dostęp: 28.09.2024] – przyp. tłum.
[7] Marszrutka (z ros. маршрутное такси) – to określenie niewielkiego pojazdu kołowego wyposażonego w silnik spalinowy. Pojazd jeździ stałą trasą i przewozi mniej osób niż autobus miejski lub podmiejski, ale więcej niż taksówka. Takie pojazdy są popularne w krajach byłego ZSRS. Źródło: https://wsjp.pl/haslo/podglad/76931/marszrutka [dostęp: 01.10.2024] – przyp. tłum.
[8] Ałczewsk – to miasto przemysłowe w obwodzie ługańskim, aktualnie kontrolowane przez władze tzw. Ługańskiej Republiki Ludowej (ŁRL) z nadania Rosji. W 2006 roku w mieście odnotowano -35⁰C. Wówczas stała się awaria sieci ciepłowniczej o wadze katastrofy technogenicznej. Stanęły dwie duże kotłownie, w związku z czym nie było ogrzewania nie tylko w mieszkaniach, ale także we wszystkich szkołach, szpitalach oraz innych obiektach należących do miasta. 27 grudnia 2020 roku, już w czasie okupacji rosyjskiej, stała się kolejna awaria (tym razem 4 kotłowni), na skutek której ogrzewania nie było w 380 domach wielorodzinnych (w mieszkaniach było +9 stopni), przedszkolach i szpitalach. Ucierpiała tzw. „stara” część miasta. Stanem na styczeń 2021 roku stopień zniszczenia instalacji ciepłowniczej i wodociągowej w Ałczewsku stanowił 80%. Źródło: https://dn.depo.ua/ukr/lugansk/alchevsk-yak-okupovane-misto-na-luganshchini-vizhivae-bez-tepla-i-vodi-202101181272678 [02.10. 2024 – przyp. tłum].