“А ще ми з’їли собаку”. 65 днів у Маріуполі – історія облоги й окупації
Mychajło Kryhel, środa, 11 października 2023 r., 05:30
https://www.pravda.com.ua/articles/2023/10/11/7423522
Był wieczór 5 lutego 2022 r. Na widowni Mariupolskiej Filharmonii Kameralnej zasiadło kilkaset osób. Widzowie przyszli na premierę przedstawienia pt. Krzyk. Organizatorzy uprzedzili, że spektakl się odbędzie „zgodnie z przepisami, obowiązującymi w trakcie kwarantanny, z zachowaniem zasad bezpieczeństwa anty-epidemiologicznego” [w związku z COVID 19]. Wówczas się wydawało, że fabuła sztuki autorstwa tureckiego dramaturga Tuncera Cücenoğlu nie ma nic wspólnego z ukraińskim miastem położonym nad brzegiem morza.
W tej sztuce chodzi o wyimaginowaną wioskę i jej mieszkańców. Ze wszech stron miejscowość otaczają góry, zatem mieszkańcy – w obawie przed zejściem lawin śnieżnych – przez dziewięć miesięcy w roku rozmawiają szeptem.
„Wyobraź sobie tylko – gdzieś słychać straszliwe dudnienie i huk, i nas już nie ma! I nic nie można z tym zrobić…” – mówił jeden z bohaterów sztuki.
Od dnia premiery nie minęło nawet kilka miesięcy. W tym czasie Mariupol, liczący pół miliona mieszkańców, przestał być miastem. Zamienił się w przerażającą apokaliptyczną scenerię. Po dwu dekadach XXI wieku stał się największą w Europie mogiłą zbiorową.
Byli tacy mieszkańcy, którym się udało uciec z oblężonego, a wkrótce – z okupowanego przez Rosjan – miasta. Mer Mariupola Wadym Bojczenko mówi, że chodzi o ponad 200 tys. osób.
Dziesiątki tysięcy mieszkańców zginęły pod gruzami – przestali być ludźmi, a stali się odpadami budowlanymi. Wkrótce wyzwoliciele przystąpili do ich przetwarzania, gdyż Rosja potrzebowała dużej ilości wiórów betonowych.
Jewhen Sosnowski – to fotograf z Mariupola. Ma 58 lat i 5 lutego [2022 roku] grał w przedstawieniu Krzyk. „Najgorzej jest wówczas, gdy nie ma wyjścia…” – rzekł tamtego wieczoru ze sceny nie wiedząc, iż te słowa okażą się prorocze.
Zdjęcie: archiwum prywatne Jewhena Sosnowskiego
[I1] Okupowane miasto udało mu się opuścić dopiero po 65 dniach od początku pełnoskalowej inwazji Rosji na Ukrainę. Po drodze mijał dziesiątki rosyjskich punktów kontrolnych. Dzięki Jewhenowi świat się dowiedział o dzienniku ośmioletniego Jehora Krawcowa, wnuka jego siostry.
„У меня умерло две собаки и бабушка Галя и любимый город Мариуполь” (Zmarły mi dwa psy i babcia Hala, i ukochane miasto Mariupol”) – pisał [po rosyjsku] Jehor na wiosnę ubiegłego roku.
Jewhen Sosnowski: O wojnie można napisać duże i grube książki, jednak dziennik Jehora stanowi dla mnie istotę tego, co się działo w Mariupolu
Zdjęcie: archiwum prywatne Jewhena Sosnowskiego
– W tej chwili nie wiem, jak można wyzwolić Mariupol – mówi Jewhen Sosnowski po 17 miesiącach od inwazji Rosjan. – Można wyzwolić terytorium. Gdyby nawet to miasto zostało odbudowane, jego duch będzie już inny. 11 września 2001 roku terroryści zaatakowali dwa wieżowce w Nowym Jorku. Zginęli ludzie, aktualnie jest tam miejsce pamięci. W Mariupolu są tysiące takich miejsc. W jednym z nich stał budynek, pod którego gruzami zginęły dziesiątki ludzi. Na innej ulicy Rosjanie wyłożyli drogę, wykorzystując do tego gruz wymieszany z ludzkimi szczątkami. W Teatrze Dramatycznym zginęły setki osób[1]. Nie wyobrażam sobie, żeby w przyszłości w tym samym miejscu odbywały się przedstawienia teatralne. Jeśli chodzi o mnie, ocalały tam [w Mariupolu] jedynie groby moich rodziców i morze – mówi Jewhen.
Cztery kroki do katastrofy
Jewhen Sosnowski lubił poranny jogging. Biegał nawet 8 kilometrów. Wbiegał na brzeg Morza Azowskiego, wchodził na molo, oddychał pełną piersią słonym powietrzem, po czym biegł z powrotem wzdłuż brzegu.
Spotkałem się z Jewhenem Sosnowskim w centrum Kijowa. Stąd do Mariupola jest prawie 800 kilometrów. Odległość – to nie problem, gdy chodzi o miasto, żyjące w pamięci i na zdjęciach.
Jewhen poprowadził mnie wzdłuż swej ulubionej trasy w Mariupolu.
Pokazał mi parterowe budynki, na które podróżni zazwyczaj nie zwracali uwagi. Widziałem też centrum Mariupola wieczorem, gdy włączano oświetlenie ulic. „Takich świateł ulicznych nie widziałem nawet w miastach w Europie. U nas chciano zrobić to na bogato, ale naprawdę było bardzo ładnie” – rzekł z dumą mój przewodnik.
Pokazał mi dawny Pałac Pionierów. Mały Żenia Sosnowski uczęszczał tam do kółka teatralnego, a po raz pierwszy zagrał w spektaklu o dzieciach czasów II wojny światowej. Oczywiście, kółko teatralne miało nazwę Красный галстук [Czerwona chusta – w domyśle: pionierska – przyp. tłum.].
Zobaczyłam też Dom z zegarem. Został zniszczony na wiosnę 2022 roku i ostatecznie wyburzony w grudniu tego samego roku.
Jewhen Sosnowski: Kiedyś w ‘Domu z zegarem’ było atelier fotograficzne o nazwie ‘Казка’ (Bajka). Aparat stał na wielkim statywie-trójnogu, a fotograf zawsze mówił: ‘Uwaga, zaraz wyleci ptaszek!’
Zdjęcie: archiwum prywatne Jewhena Sosnowskiego
Ujrzałem też choinkę świąteczną na Placu Teatralnym. Wieczorem 19 grudnia 2021 roku choinka się przewróciła. Wielu mieszkańców miasta było zdania, że to zły znak, jednak szybko o tym zapomniano.
I Teatr Dramatyczny. Jako ostatni na jego scenę wszedł zespół BoomBox. Było to 22 lutego 2022 roku. Po 23 dniach na budynek zostały zrucone rosyjskie bomby lotnicze.
Przed koncertem zespołu BoomBox, który miał miejsce na Placu Teatralnym, odbył się wiec. Po koncercie do mieszkańców Mariupola dołączył Andrij Chływniuk[2].
Zdjęcie: archiwum prywatne Jewhena Sosnowskiego
Z zawodu Jewhen jest inżynierem-technologiem urządzeń spawalniczych, natomiast fotografowanie i teatr kocha od dziecka. To jego pasje.
Archiwa prywatne ze zdjęciami, które cudem udało mu się wywieźć z okupowanego miasta – to kronika ukraińskiego Mariupola.
– Dziś mnie boli, gdy słyszę, że mieszkańcy Mariupola sami są wszystkiemu winni. Ci, którzy tak mówią, uważają, iż w naszym mieście mieszkali wyłącznie wyznawcy „ruskiego miru”. Bycie patriotą Ukrainy w Mariupolu – to niełatwa sprawa, o wiele trudniejsza, niż we Lwowie czy też Kijowie. Jednak nawet na wiosnę 2014 roku, gdy po mieście biegali uzbrojeni wyznawcy DRL [separatystycznej Donieckiej Republiki Ludowej – przyp. tłum.], mieszkańcy nie poprzestawali na wyjściu na ulice z transparentami proukraińskimi. Oni pomagali naszym żołnierzom, stacjonującym w punktach kontrolnych. Przynosili żołnierzom papierosy, ubrania, żywność – mówi Jewhen.
Sosnowski był wśród tych, którzy w kwietniu 2014 roku ruszyli w pochodzie od Teatru Dramatycznego do pomnika Szewczenki. Nagle podjechały dwa samochody, z których wyskoczyli tituszki[3] i zaczęli bić proukraińskich aktywistów pałkami.
Zdjęcie z wiecu w Mariupolu, 4 września 2014 roku. [Napis na transparencie: „Wujku Wowo! Nie potrzebujemy obrony, chcemy jeszcze pożyć!” (Дядя Вова! Нас не надо защищать, мы хотим ещё пожить!) – przp. tłum.]
Zdjęcie: archiwum prywatne Jewhena Sosnowskiego
– Pierwszy cios wziął na siebie mój tablet, za pomocą którego kręciłem film video – wspomina Jewhen. – Drugi cios wzięła na siebie ręka. Oni po prostu przecięli ją na dwie części. To wszystko się działo w odległości jakichś 20–30 metrów od dzielnicowego posterunku milicji, a drzwi wejściowe do budynku były zamknięte. Nikt z napastników nie został wsadzony do więzienia – nie znaleziono znamion czynu zabronionego.
Wówczas merem Mariupola był Jurij Chotłubej, który przez pewien czas nie wiedział nawet, z kim ma trzymać. Wsparcia z Kijowa nie było, zaś ulicami biegali chłopcy z karabinami w ręku. W trakcie jednego z wieców kazano mu odpowiedzieć na pytanie, czy popiera DRL. Odparł: „Popieram naród, jestem razem z narodem” – nie uściślając, z którym – mówi Jewhen.
Jewhen Sosnowski: Na zdjęciu jest dziewczynka Nastia, przytulająca się do przedramienia swego ojca, Jewhena Karasia (ps. ‘Tacho’), żołnierza batalionu ‘Azow’. Zrobiłem to zdjęcie 16 czerwca 2018 roku w trakcie obchodów rocznicy wyzwolenia Mariupola. Jewhen zginął 7 marca 2022 roku, natomiast rodzina mogła pożegnać bohatera dopiero po 14 miesiącach… Przez cały ten czas Iryna Karaś szukała sposobu na to, by zwłoki poległego męża zostały przekazane z terytorium okupowanego przez Rosjan, zaś Nastia ciągle pisała do ojca wiadomości.
Zdjęcie: archiwum prywatne Jewhena Sosnowskiego
Sosnowski uważa, że przed 24 lutego ubiegłego roku Mariupol był bardziej ukraiński niż Kijów. Flagi Ukrainy były wywieszane na co dzień – nie tylko na budynkach instytucji państwowych, ale też na balkonach, na domach prywatnych, w podwórkach.
Jewhen Sosnowski: 13 września 2014 roku mieszkańcy Mariupola przyszli na Plac Swobody i wszyscy wspólnie haftowali największą mapę Ukrainy. Tę dziewczynę zapamiętałem najlepiej, bo była niewidoma. W marcu 2022 roku zginęła w swoim domu razem z mężem, który też był niewidomy, a także z mamą. Ich dom został trafiony przez rosyjską bombę lotniczą. Wszyscy troje spłonęli żywcem – nie było kogo grzebać…
Zdjęcie: archiwum prywatne Jewhena Sosnowskiego
W sylwestra przed Nowym 2022 Rokiem Jewhen był w domu z żoną. To był zwykły sylwester, taka uroczystość rodzinna. Oboje nie chcieli zaprzątać sobie głowy myślami o czymkolwiek złym.
Dzień wcześniej, tak samo, jak przez wiele poprzednich lat, Jewhen robił zdjęcia na mieście. Ślizgawka. Świąteczne oświetlenie ulic. Noworoczne ozdoby. Uśmiechy.
Na jednym ze zdjęć, które wówczas umieścił na swoim koncie na Facebooku, widzimy choinkę stojącą przed budynkiem Teatru Dramatycznego. Duże cyfry utworzyły liczbę 2022. Jewhen umieścił pod zdjęciem podpis: „Cztery kroki do… Mariupol, 27 grudnia 2021 roku”.
Jeden z projektów fotograficznych Jewhena Sosnowskiego nosi nazwę #ТакеКрасивеМісто (Takie piękne miasto). ‘To był mój ostatni spacer w centrum Mariupola z aparatem w ręku. Tego ranka było tak jakoś przytulnie i ładnie. Było…’
Zdjęcie: archiwum prywatne Jewhena Sosnowskiego
„Idąc ulicą, widzieliśmy ludzkie zwłoki – kolejne i kolejne. Po pewnym czasie przestaliśmy zwracać na nie uwagę…”
„Gdzieś słychać straszliwe dudnienie i huk, i nas już nie ma! I nic już nie można z tym zrobić…”
To zdanie z tekstu sztuki przedstawienia pt. Krzyk Jewhen wypowiadał w myślach prawie codziennie, począwszy od 3 marca 2022 roku, gdy Rosjanie po raz pierwszy ostrzelali jego dom.
Najpierw próbował liczyć kolejne dni po 24 lutego: piąty, siódmy dziesiąty… Myślał, że na pewno musi się coś stać, ktoś powinien powstrzymać barbarzyńców – Europa, świat… Doliczył do 15 dni, a potem przestał. Zaczęły mu się mylić daty i dni tygodnia – co za różnica, czy to wtorek, czy niedziela.
– Gdy się to wszystko zaczęło, byłem w trakcie lektury rozdziału trzeciego książki Atlas zbuntowany[I2] autorstwa Ayn Rand. Nawet w trakcie ostrzałów, siedząc w swym małym przedpokoju, zmuszałem się do tego, żeby przeczytać chociaż 10 stron dziennie. Wmawiałem sobie, że – gdy doczytam książkę do końca – wszystko się skończy – mówi Jewhen.
W tamtej chwili mieszkańcy Mariupola przestali się przejmować syrenami alarmowymi. Dowiadywali się o kolejnym ostrzale wówczas, gdy wszystko dookoła zaczynało wybuchać.
Jewhen Sosnowski: W Mariupolu nikt nikogo nie wyciągał spod gruzów i odłamków. Gdy ktoś został zasypany, a przeżył, po czasie umierał, ponieważ nie mógł się wydostać spod gruzów.
Zdjęcie: archiwum prywatne Jewhena Sosnowskiego
Rankiem 20 marca Sosnowski wyszedł ze swojej klatki w bloku na dwór. Jewhen skonstatował, że wcześniej na jego osiedlu stało sześć wielopiętrowych bloków, ale jako-tako przetrwały tylko dwa.
– O godzinie drugiej po południu do mieszkania wdarli się kadyrowcy. Od razu złapali mnie za ręce i zaczęli pilnie im się przyglądać – być może szukali śladów po broni czy tatuaży patriotycznych. Potem powiedzieli: „Wszyscy wynocha” – mówi Jewhen.
On, jego żona, siostrzenica i dwoje jej dzieci, które w tamtych dniach się ukrywały w jego mieszkaniu, udali się do piwnicy w sąsiednim domu. W nocy był kolejny ostrzał, wybuchł pożar, plastikowe rury w budynku się stopiły i gorąca woda zaczęła się wlewać do piwnicy. Jewhen i kobiety mieli tylko jedną butlę z wodą, wobec czego gasili ogień, zasypując go ziemią.
Jewhen Sosnowski: Jeżeli się spojrzy na mój dom, od razu można dostrzec, z której strony leciały pociski. Wszystkie uszkodzenia konstrukcji są od strony zachodniej, czyli od tej, po której Rosjanie mieli swoje stanowiska. Zakłady ‘Azowstal’ oraz jego obrońcy znajdowali się na wschód od naszego bloku.
Zdjęcie: archiwum prywatne Jewhena Sosnowskiego
Następnego ranka Jewhen wyszedł na podwórko i zobaczył, że po jego domu zostały tylko zwęglone ściany i czarne oczodoły okien. Obok wejścia do klatki leżały spalone zwłoki. Niewykluczone, że było to ciało sąsiada – niestety, Jewhen nie mógł rozpoznać, którego…
– Inny sąsiad był pediatrą. Tamtego dnia pełnił dyżur w szpitalu. Mieszkanie spłonęło, ale wszedł do niego, żeby zebrać zwęglone szczątki żony do niewielkiej torebki. Chciał otrzymać akt zgonu, więc poszedł do administracji domów mieszkalnych. Zapytali tam go: „A gdzie jest ciało żony?” Wyciągnął torebkę i rzekł: „Oto jej ciało”. Nadchodzi taki moment, gdy się „wyłączamy” i myślimy tylko o jednym: jak przeżyć. Być może jest to coś, co nas chroni. Te myśli – to bezpieczniki, dzięki którym można wszystko przetrzymać. Inne sprawy przestają być ważne. Idąc ulicą, widzieliśmy ludzkie szczątki, potem kolejne – i po prostu mijaliśmy je – mówi Jewhen.
Jewhen Sosnowski: Nie wiem, jak działa pamięć. Z tych 65 dni w Mariupolu pamiętam prawie wszystko, chociaż jeden dzień był podobny do innych.
Zdjęcie: archiwum prywatne Jewhena Sosnowskiego
Ludzie w piwnicy zachowywali się różnie –jak to bywa zawsze i wszędzie. Pewnego dnia ktoś przyniósł Jewhenowi i jego bliskim garnek gorącej zupy. Inny mieszkaniec tego samego domu sprzedał go ludziom z DRL. Chciał się przysłużyć nowej władzy i otrzymać mieszkanie sąsiadów.
– Widział, że robię zdjęcia. Wywołał mnie z piwnicy na podwórko: „Żenio [zrobnienie od imienia Jewhen – przyp. tłum.], chodź no tu, ktoś chce z tobą porozmawiać”. (“Женя, иди сюда, с тобой хотят поговорить”). Obok niego stali ludzie z bronią. „Chodź no tu, korespondencie, opowiadaj, coś ty tam obfotografował” (“Иди сюда, корреспондент, рассказывай, что ты там наснимал”) – powiedzieli bez ceregieli. Musiałem udawać prostaka. Powiedziałem, że fotografowałem, jak ludzie przyrządzają posiłki – coś w tym guście. Chyba brzmiało to wiarygodnie, bo uwierzyli, chociaż zagrozili: „Czeczeńcy wam głowy obcinali? Nie? A my będziemy obcinali”. Na szczęście mnie puścili. Oczywiście, gdyby zeszli do piwnicy i sprawdzili moją torbę, wszystko by się skończyło dla mnie źle. Miałem tam kamerę, a na nią nagrałem żołnierzy z batalionu „Azow” czy ukraińską piechotę morską. Było bardzo dużo filmów, na których były widoczne niebieskie i żółte barwy.
Tamtego dnia zdecydowaliśmy się nie kusić losu. Opuściliśmy piwnicę i poszliśmy stamtąd do prywatnego domu teściowej, który był w stanie niemalże ruiny – mówi Jewhen.
Jewhen Sosnowski: Często mi mówią: ‘Teraz widać z pana oczu, że jest pan z Mariupola’. Staram się trzymać, ale coś w środku ściska gardło. W Mariupolu nie było łez.
Zdjęcie: archiwum prywatne Jewhena Sosnowskiego
20 kwietnia żona Jewhena usłyszała o ewakuacji, która miała nastąpić jeszcze tego samego dnia. Trasa ewakuacyjna: Mariupol – Manhusz – Berdiańsk – Tokmak – Orichów – Zaporoże. Zebrało się około 250 osób, które czekały na autokary. Niestety, nie przyjechały, tak samo było w dniu następnym i jeszcze następnym.
– Koniec końców zdecydowaliśmy, że będziemy się ewakuowali na własną rękę. Szukaliśmy prywatnych przewoźników. Jeden chciał 400 dolarów od osoby – w dodatku z obowiązkową kontrolą w rosyjskich punktach kontrolnych. Najprawdopodobniej kontrola, czy jak oni mówią, filtracja skończyłaby się dla mnie niepomyślnie. Wielu wie o tym, jakie mam poglądy, zdjęcia mojego autorstwa są na portalach ukraińskich – żeby je zobaczyć wystarczy wpisać nazwisko do wyszukiwarki Google. Udało nam się znaleźć chłopaka, który się zgodził na ewakuowanie nas z miasta okrężnymi drogami, bez „odwiedzania” rosyjskich punktów kontrolnych. Łatwo można sobie wyobrazić, co by się stało, gdyby Rosjanie znaleźli moje archiwa ze zdjęciami. Rozumiałem, że ryzykuję, ale nie mogłem tego zostawić. Te zdjęcia – to nie tylko część mego życiorysu, ale też historia Mariupola – mówi Jewhen.
20 kwietnia Jewhen, jego żona oraz 90-letnia teściowa po raz ostatni opuścili to, co zostało z domu starszej pani, stojącego na osiedlu domków jednorodzinnych w Mariupolu. Mieli nadzieję na dotarcie do Zaporoża tego samego dnia[4]. Dojechali tam jednak dopiero 3 maja, „odwiedzając” dziesiątki punktów kontrolnych, ustawionych przez Rosjan i DRL oraz przechodząc przez wszystkie kręgi piekielne.
Tego samego dnia Jewhen umieścił na portalu społecznościowym dwa swoje zdjęcia – jedno obok drugiego.
Pierwsze zrobił w przeddzień wybuchu pełnoskalowej wojny, w trakcie zimowego joggingu brzegiem Morza Azowskiego. Drugie – pięć miesięcy później. Widzimy na nich dwie twarze jednej osoby – twarz pokoju i twarz wojny.
Jewhen Sosnowski: Tak naprawdę jest to jedna osoba. Schudłem 15 kilogramów i zrobiłem kilka dodatkowych dziurek w pasku od spodni.
Zdjęcie: archiwum prywatne Jewhena Sosnowskiego
„Trochę niedosłyszę, ale żyję”
Był wrzesień 2023 roku. W galerii Ławra w Kijowie grano spektakl Twarze w kolorze wojny. Ustawiono kilkadziesiąt krzeseł dla widzów i minimalistyczne dekoracje. Aktorzy grali samych siebie, jeżeli słowo grali można w tej sytuacji uznać za stosowne. Prawie wszyscy przebywali w Mariupolu w trakcie oblężenia i okupacji miasta.
Jewhen Sosnowski: Spektakl Twarze w kolorze wojny aktorzy teatru ‘Conception’ z Mariupola prezentowali w Kijowie, Dnieprze, Winnicy i Czerkasach
„Niedawno próbowaliśmy pochować dwie kobiety, które zostały zabite z »Gradu«, ale to się nie udało. Ziemia przemarzła i teraz one leżą w workach na ławeczce. Zjedliśmy psa. Nie, nie zabijaliśmy go, zamiast nas dokonały tego odłamki, ale potem jednak go zjedliśmy. Myślę, że w tamtym momencie zmarła część mnie, i już nie potrafię się uśmiechać. Cieszę się, gdy pada śnieg albo deszcz, bo go można pić, ale już nie potrafię się uśmiechać” – zwraca się do publiczności jeden z aktorów.
– Ludzie coś tam słyszeli o tragedii w Mariupolu, ale nie wyobrażają sobie skali zjawiska. Gdy w lipcu minionego roku w kijowskim Teatrze na Podole po raz pierwszy prezentowaliśmy Twarze w kolorze wojny, widzowie podchodzili do nas i pytali: „Czy naprawdę nie mieliście co jeść?” „Czy naprawdę zjedliście psa?” – mówi Jewhen.
Od maja 2022 roku Sosnowski mieszka w Kijowie. Gdy słyszy alarm lotniczy, nie spieszno mu do schronu. Jest pewien: skoro przeżył w Mariupolu, miało to swój cel, więc los go będzie strzegł nadal. Być może chodzi o to, żeby było komu opowiadać o tragicznym losie tego miasta.
Czasem ma sny, w których widzi Mariupol.
– Wszystko zaczyna dudnić, a ja gdzieś biegnę, próbując uciec z dziećmi. Ale, jak to zawsze bywa we śnie, nogi się plączą, próbuję zrobić krok – i nie daję rady. I zdaję sobie sprawę, że wszystko się zaczyna od nowa – mówi Jewhen.
„Żyję… Słyszycie mnie – żyję! Tak, to gówno wybuchło bardzo blisko mnie. Dom został doszczętnie zniszczony. Leżałem pod gruzami. W pewnej chwili zdawalo mi się, że to koniec. Że już nigdy was nie zobaczę… Ale żyję! Trochę nie dosłyszę, ale żyję!… Wyczołgałem się spod gruzów, bo nie mogłem tam zostać. Nie mogłem was zostawić. Nie mogłem zostać sam. Ja żyję… Żyję…” – te słowa Jewhen Sosnowski niemal wykrzykuje ze sceny.
***
W porządku, żyjesz – odpowiada świat.
Po tym, jak Jewhenowi udało się uciec z Mariupola, był rozchwytywany przez dziennikarzy. Stali w kolejkach, żeby zrobić z nim wywiad. Prosili o zdjęcia z jego Dziennika z Mariupola. Nie odmawiał nikomu. Świat powinien wiedzieć. Z czasem liczba chętnych do rozmów o Mariupolu drastycznie się zmniejszyła. Widocznie instynkt samozachowawczy podpowiadał reporterom: lepiej nie patrz w tę otchłań, jeśli nie chcesz, by się wdarła do twego wnętrza i pozostała tam na zawsze.
Aktualnie o tym mieście znajdującym się pod okupacją rosyjską wspomina się wówczas, gdy tam się zdarza kolejna bawełna[5] bądź przyjeżdżają chińscy blogerzy, śpiewający sowiecką piosenkę Katiusza na ruinach Teatru Dramatycznego[6].
Jesienią ubiegłego roku Sosnowski długo i dokładnie opowiadał dziennikarzowi niemieckiemu o życiu w oblężonym mieście. Po rozmowie ten reporter zniknął na długo. Odezwał się dopiero w styczniu 2023 r. Napisał: „Bardzo mi przykro – usłyszałem, że nie mogą opublikować artykułu. Uznali, że materiał jest już zbyt stary i nie nadaje się do działu Aktualności. Przepraszam…”
Tłumaczyła Irena Kulesza, tłumacz języków polskiego, ukraińskiego i rosyjskiego, redaktor
[1] Wg Associated Press po ataku Rosjan na Teatr Dramatyczny w Mariupolu w jego murach zginęło prawie 600 osób. Zródło: https://www.pravda.com.ua/news/2022/05/4/7344000/ [dostęp: 12 października 2023 r.] – przyp. tłum.
[2] Andrij Chływniuk – to ukraiński muzyk, wokalista i autor tekstów zespołu BoomBox. Po pełnoskalowej inwazji Rosji na Ukrainę zasłynął z wykonania a capella pieśni Tam na łące czerwona kalina na tle Katedry św. Zofii w Kijowie. Został żołnierzem batalionu policji patrolowej Sofija. Aktualnie jest operatorem drona i wykonuje misje bojowe. Od czasu do czasu muzyk występuje z koncertami charytatywnymi za granicą i zbiera pieniądze na potrzeby Ukraińców, którzy ucierpieli w wojnie. Źródło: https://ui.org.ua/artists/andriy-khlyvnyuk/ (dostęp: 12.10.2023) –przyp. tłum.
[3] Tituszki – chuligani, kontrolowani przez władzę w latach 2004–2014, zwykle ubrani w dresy. Byli bardzo aktywni w czasie ukraińskiej Rewolucji Godności w styczniu 2014 roku. W tym kontekście chodzi o tzw. „władzę” DRL – przyp. tłum.
[4] Odległość od Mariupola do Zaporoża stanowi: w linii prostej – 199 km, drogą okrężną – 229 km. Źródło: https://mistaua.com/мапа/запоріжжя-маріуполь/1120/?setcity=499#l=2&c=44.29240108529008,30.410156250000004,49.61070993807422,40.62744140625001 [dostęp: 16.10.2023] – przyp. tłum.
[5] Bawełna – ukr. бавовна – określenie powstało po 24 lutego 2022 r. i oznacza wybuchy (przypadkowe i nieprzypadkowe) zachodzące na rosyjskich obiektach strategicznych. Obiekty te są zarówno w Federacji Rosyjskiej, jak i na terenach Ukrainy, znajdujących się pod okupacją rosyjską (także na Krymie). Rosjanie, nie chcąc mówić o wybuchach na swoim terenie, używają słowa хлопок, z akcentem na drugiej sylabie. Oznacza ono „klaśnięcie”, ale Ukraińcy stosują słowo, które w języku rosyjskim ma akcent na pierwszej sylabie – хлопок – i oznacza „bawełnę”. Źródło: https://news.obozrevatel.com/ukr/society/chomu-vibuhi-u-rosii-i-na-okupovanih-teritoriyah-nazivayut-bavovna-poyasnennya-i-najyaskravishi-memi.htm (dostęp: 20.10.2023) – przyp. tłum.
[6] We wrześniu 2023 r. do Mariupola niezgodnie z prawem przybyła grupa chińskich blogerów. Wan Fan, podająca się za śpiewaczkę operową, wykonała w języku chińskim sowiecką piosenkę Katiusza. Zaznacza się, że Chińczycy nie przybyli do Mariupola w sposób legalny, czyli z Kijowa, tylko z Krymu, okupowanego przez Rosjan. Źródło: https://www.pravda.com.ua/news/2023/09/8/7418945/ (dostęp: 20.10.2023) – przyp. tłum.
[I1]Cytaty z wypowiedzi bohatera reportażu nie są integralną częścią tekstu.
[I2]https://lubimyczytac.pl/ksiazka/4967360/atlas-zbuntowany